Wednesday, May 06, 2015

Changu

Po śniadaniu
wiał wiatr.
Chłodny jak czereśnie,
świeży jak śnieg w listopadzie.
W puszcze po kawie rozwijał się
dzień
jakich nie będzie już. nigdy.
Głód spał.
Nieuważnie.
Tylko kamienie grały w dwa ognie.
Ktoś potknął się o kogoś
w lampie spłonęła ćma.
Na moim podwórku.
Na mojej huśtawce.
Sąsiad telefonuje.
Z muchami.


Kurz nach dem Morgenbrot
kam der Wind.
Kalt wie Kirschen,
frisch wie Novemberschnee.
In der Kaffeedose
wuchs ein neuer Tag,
der nie zuvor und nie wieder
kämen möge.
Der Hunger schlief
unaufmerksam.
Jemand stolperte
über jemanden
in der Lampe verbrannte ein Schmetterling.
Nur Steine
spielten vor meinem Haus
auf meiner Rutsche.
Der Nachbar telefonierte.


Mit niemandem.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home