Friday, October 30, 2015

morelove


Na parapecie zasnął śnieg.
Przez szybę widać całą tę tęsknotę
za ogórkowa zupą
na gorącym tałerzu
i za babcią też.
Morela rozkwita przy oknie
w doniczce ceramicznej.
Podlewałam i głaskałam
siebie często, ciebie czasem.
Zmarzłam.
Rano pękł kaloryfer.
Okryłam się starą tęsknotą
Znikam w twoim cieniu
więc chyba mnie nie ma
I zastanawiam się wciąż
mając nadzieję głęboka i cichą.
Zachrypniętą nadzieją
się sycę
że w drodze wyjątku
i w tej nagiej przestrzeni
nie pomyli się nic dzisiaj moreli.

linije



W nierównych linijkach
ocierają się o siebie słowa
spocone, skłębione,
zadumane,
zakochane w samych sobie.

W nierównych linijkach
jak w przepisie na żur
lub ciasto 
czekoladowe,
a ja w lustrze przeglądam
bez muzyki w tle,
teraźniejszość. 
Ciągnie się
już tyle lat.

W nierównych linijkach
ktoś rano nad kawą
lub żurkiem w południe
słowa samemu sobie
pod nosem,
żonie, kochankowi
przerwie 
w połowie może
zrozumie inaczej
niż pod skórą moją
zalążek krąży.

W nierównych linijkach 
ktoś z kimś
w przeciwnym kierunku
ku sobie
pogrzebie we własnej
teraźniejszości,
głowie. Głęboko w tchawicy gdzieś.
poklepie się
po brzuchu.
W teraźniejszości
tera, zara. tu.